niedziela, 17 sierpnia 2014

Trolltunga (Język Trolla) Wyprawa do królestwa fiordów - Sierpień 2014'

Największym norweskim fiordem jest (położony na północ od Bergen) Sognefjord. Przy długości aż 204 km należy do najdłuższych fiordów na świecie, a przy tym nie grzeszy swoją głębokością sięgającą niekiedy 1300 m. Jednym z najsłynniejszych fiordów malowniczej Norwegii jest bez wątpienia 42 km Lysefjord, nad którym leży charakterystyczny Preikestolen (inaczej Ambona lub Pulpit Rock) zawieszony 604 m nad fiordem). Do tego trzeba dodać znajdujący się po przeciwległej stronie fiordu szczyt Kjerag (głaz zaklinowany pomiędzy dwiema skałami o objętości 5 m³). Skaliste skały Lysefjord opadające niemal pionowo do zatoki mają również nierzadko wysokość większą i przekraczającą 1000 m. Najpiękniejszy, a z pewnością jeden z najbardziej spektakularnych fiordów na świecie jest fiord o długości 18 km i głęboki na 10 do 500 m  Nærøyfjord - znajdujący się  w gminie Aurland. Zaś za najbardziej malowniczy uchodzi 15 km  Geirangerfjord.  
Fiord otoczony jest stromymi, skalistymi zboczami, po których spływają liczne wodospady, a pomiędzy wioskami Geiranger i Hellesylt kursują promy (ponieważ wioski leżą po przeciwległych krańcach wąskiej doliny fiordu). Rejs po fiordzie umożliwia zobaczenie wspaniałych wodospadów Brudesløret (Ślubny Welon) i De syv søstrene (Siedem Sióstr), które znajdują się jakby na wyciągnięcie ręki. W roku 2005 Nærøyfjorden i Geirangerfjorden zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.




Hardangerfjord dostojna jak niektórzy powiadają „królowa fiordów” Długi na 179 km fiord (trzeci najdłuższy fiord na świecie, a drugi najdłuższy w Norwegii) rozpoczyna się w Oceanie Atlantyckim (na południe od Bergen), a kończy u stóp wielkiego płaskowyżu Hardangervidda. Góry otaczające fiord są pokryte zielenią i drzewami niekiedy owocowymi przez co kwitnąc tworzą przepiękną scenerię. 


Na pograniczu płaskowyżu Hardangervidda, nieopodal miasteczka Tyssedal w Skjeggedal znajduje się Trolltunga. Kawałek skały zawieszony poziomo nad północnym brzegiem jeziora Ringedalsvatnet. Swoją nazwę "Język Trolla" skała zawdzięcza ciekawej i charakterystycznej formie, przypominającej wystawiony język, który w tym przypadku tkwi na wysokości ok. 700 m nad jeziorem. To równocześnie jedno z wyzwań jakie stawiają sobie turyści podczas zwiedzania Norwegii i oczywiście norweskich fiordów, które zachęcają swoją formą, okazałością, czystością oraz nieprzeciętnym pięknem skalistych szczytów i urokiem tutejszych jezior.  

W maju 2013 roku miałem przyjemność stąpać po Lysefjord "zaliczając" Preikestolen :-) (link). W sierpniowe dni 2014 roku przyszedł czas na Język Trolla. Wybrałem się tutaj w doborowym towarzystwie Joasi i Kamila. Zatem zapraszam na niezwykłą podróż do królestwa fiordów "mojej" ulubionej Norwegii.

Nasza wspólna podróż rozpoczęła się wcześnie rano od lotu Wizz Air (54 PLN) z Warszawy (WAW) do Sandefjord-Torp (TRF). Tu zaplanowaliśmy pierwszą atrakcję - pociąg do Bergen (ok. 530 km) przez malownicze tereny przepięknej Norwegii (130,75 PLN). Pierwszy z dwóch odcinków trasy (Torp - Drammen) to krótka (80 km) trasa.  Kolejny odcinek pokonujemy po czterogodzinnym stopie na zwiedzanie miasteczka Drammen. 

Drammen to niewielkie miasto w południowej Norwegii (41 km na południowy zachód od Oslo) u ujścia rzeki Drammenselva do fiordu Drammenfjord. Miasto zamieszkuje ponad 50 tyś. ludzi. Spacerujemy po Drammen odkrywając jego uroki. Jednak nasza uwaga szybko koncentruje się wokół placu przy dworcu kolejowym, gdzie obok fontanny wygrzewamy się w promieniach słońca, które na dobre zawitało po chwilowych straszakach w postaci kropli deszczu.      




Już nieco wcześniej postanowiliśmy zmienić nasz kolejny odcinek trasy (Drammen - Bergen). Zanim jednak wysiadamy na wcześniejszym przystanku oddalonym od Bergen o 100 km (w Voss) czeka nas prawdziwa dawka wrażeń z podziwiania przepięknych krajobrazów za okien pociągu. Na przemian, raz po prawej, raz po lewej ciągną się pasma górskie przyciagając uwagę niemal wszystkich podróżnych. Strzeliste góry z często śniegiem na szczytach i uroczymi jeziorami u podnóża nie pozwalają na sen. Oczy przykuwają również położone w ich otoczeniu charakterystyczne domki, wkomponowane tworzą swoisty krajobraz wrzechobecny w królestwie fiordów. Jedynie liczne tunele, którymi przemierza pociąg, przerywają jakby nieustanny serial niesamowitych widoków, który w Norwegii trwa non stop. Pociąg jest na poziomie, czysty, i zadbany. Posiada numerowane miejsca, gniazda elektryczne, automaty ze słodyczami i wagon restauracyjny (zapewne z norweskimi cenami, których jednak nie byliśmy chętni odkrywać).   


  Do miasteczka Voss docieramy, gdy powoli zapada w sen. Na jego obrzeżach dostrzegamy fajna "miejscówkę" w okolicy marketu Kiwi i postanawiamy się rozbić na noc. Ciche spokojne miejsce, rankiem jest dobrą baza wypadową. Najpierw na toaletę i uzupełnienie drobnych zakupów w markecie, a później na zatrzymywanie okazji przy pobliskiej drodze, bowiem postanawiamy maksymalnie obniżyć koszty przemieszczania się po Norwegii. Tu łapiemy pierwszego stopa (nieco ponad 30 km). Uprzejmy Norweg zabiera nas z Voss do Granwin, skąd przez tunel udaje nam się przemieścić z kolejnym uprzejmym Norwegiem. Ten przewozi nas przez blisko 8 km tunel polecając przemierzenie krótkiego, ale interesującego mostu za którym łapiemy dalej okazję w kierunku Oddy do miejscowości Tyssedal



Podróżowanie na stopa często wymaga cierpliwości bowiem złapanie okazji zwłaszcza w trzy osoby i jeszcze ze sporym bagażem nie jest łatwe. Nam jednak dopisuje szczęście. Po przemierzeniu krótkiej trasy pieszej po moście i wokół jego infrastruktury przystosowanej do pieszych wędrówek łapiemy kolejną okazję.

Uściślając okazję łapie Joanna zatrzymuje kierowcę, który nie tylko dowozi nas do Tyssedal, ale nadrabiając trochę trasy przewozi nas przez dwa kolejne krótkie tunele, skąd łatwiej możemy się dostać do Skjeggedal (ok. 7 km) gdzie zaczyna się wspinaczka na  Język Trolla (Trolltunga). Cała trasa z Norwegiem była wąska, kręta i raczej nie do przejścia na piechotę, a niebezpieczna z uwagi na braki pobocza. Norweg miał gadane i był generalnie bardzo sympatyczny. Widoki na trasie bardzo przyjemne. Po krótkiej pieszej wędrówce dalej mamy jednak kolejnego farta, po drodze w górę zabierają nas sympatyczni Rosjanie (małżeństwo z nastoletnim synem). Wielkie im dzięki za to, bo jedziemy 5 - os. autem obładowani bagażami aż w 6 osób. Dzięki temu nie tracimy czasu i sił, które z pewnością przydadzą się na dojście do celu. Punktem wyjścia na szlak jest stacja nieczynnej kolejki Mågeliban. Po jej lewej stronie znajduje się piesza trasa (szlak) w górę, a dla tych którym nie przeszkadza złamanie zakazu udają się blisko 2500 schodami nieczynnej kolejki w gorę by pokonać 440 metrów po schodkach pod kątem niekiedy 42 stopni. My z uwagi na sprzyjające warunki decydujemy się na schody, a jest ich dokładnie 2465 stopni od samego dołu do góry, a wiem bo policzyłem, gdyż nieco nurtowały mnie sprzeczne informacje o ich ilości jakie podawano na forum (2200 - 2500).

Wspinaczka trwa ok. jedną godzinę, choć to zależy od wielu czynników podobnie jak z przejściem całego szlaku. Z plecakami idzie się zapewne wolniej. Nam cała droga w jedną stronę zajęła 5,5 h, a to dlatego, że wyszliśmy z założenia iż nie specjalnie warto się spieszyć, gdyż po drodze to co mijamy nierzadko samo w sobie warte jest wejścia, więc trzeba się nieco delektować pięknem okolicy równocześnie odpoczywając. Pierwsze 4 km ze chodami włącznie są najtrudniejsze, później trochę w górę trochę w dół, ale nie są to odcinki bardzo trudne. Całość wymaga zapewne nieco kondycji lub rozłożenia całej trasy w czasie. Odcinek w jedną stronę to ponad 11 km.  Szlak jest dobrze oznaczony czerwoną literką „T” dość często namalowaną na skałach i dużych kamieniach. Na 9-tym km spotykamy powracających na dół Rosjan, którzy wyruszyli z nami w górę (heh mają kondycję), no ale też nie dźwigają ciężkich plecaków. Fajnie też, że nas podwieźli bo zaliczylibyśmy znaczną obsuwę.






Na Trolltunge docieramy wraz z 22 letnim Japończykiem który, cały czas nas idąc z tyły zmniejszał swoja odległość. Tam też spotykamy Czechów, którzy "zgarnęli" nieopodal domek ponad półką (i nie będą marzli :-).  To chatka Reinaskorsbu (tu zasada prosta, korzysta ten kto pierwszy). Jak sięgnąć okiem wokół kilka rozbitych namiotów. Również powyżej rozbijamy namiot, a następnie korzystamy z zaproszenia i dołączamy do małego ogniska, gdzie gościnni Czesi częstują nas upragnioną gorąca herbatą. Takie nic, a tak cieszy. Smakuje każda kropla. Wcześniej jednak trwa prawdziwa sesja fotograficzna bo Trolltunga to piękne miejsce, zresztą jak cała okolica. Osobiście cieszy mnie również fakt, że wyjście na skale nie było dla mnie problematyczne (gdyż mam lęk przestrzeni). Budowa skały nachylonej do góry powoduje, że nawet z takim ograniczeniem jak moje można zrobić fotkę z nogami zwieszonymi ze skały w dół, czego absolutnie nie mogłem zrobić będąc na  Preikestolen. Przeżycie tego i to jeszcze w scenerii zachodu słońca ... wręcz bezcenne.





Noc delikatnie mówiąc chłodna, a o poranku zbieramy się w drogę powrotną. Jeszcze małe pożegnanie z Trolltungą, kilka fot i maszerujemy w dół. Wydawało się, że będzie łatwiej, ale z rana ścieżki są mokre i schodzi się nie łatwo stąpając po mokrych skałach, a czasami zwyczajnie po błocie. Droga powrotna zajmuje nam podobnie ponad pięć godzin, ale po drodze jemy śniadanko i nieco wypoczywamy w wybranych miejscach. Widoki, że hej. Aż żal opuszczać takie miejsca. W końcu docieramy do kolejki, której schodami powracamy do stacji początkowej szlaku. Tu można skorzystać z toalety i przy odrobinie wyobraźni wsiąść prysznic (choć są tylko krany), ale z ciepłą wodą, oraz dostępną woda pitną. Gdzieś na forum czytałem o darmowych prysznicach, przy dolnej stacji, ale takowych nie znaleźliśmy. Po nabraniu sił (leżakowaniu na trawniku tuż przed stacją kolejki Mågeliban) zmierzamy w kierunku drogi głównej prowadzącej do Oddy.  Po męczącym powrocie z Trolltungii zjazd na dół autem zamiast marszu w słońcu byłby darem dla zmęczonych nóg.

Jak to mówią: "mówisz i masz" ... na dół kilku kilometrowy odcinek częściowo rozdzielając się pokonujemy na stopa z sympatycznymi trzema dziewczynami z Izraela, oraz starszym małżeństwem Norwegów. Nie zdążyliśmy się dobrze zastanowić, a przy drodze głównej do Oddy a na charakterystyczny gest autostopu zatrzymuje nam się para Szwajcarów, która zaprasza nas do swojej furgonetki. Po kilku minutach jazdy jesteśmy w Odda.
Tu postanawiamy po drobnych zakupach w markecie 7-Eleven,  gdzie (ważna informacja) serwują darmową kawę poszukać noclegu na wylocie z miasta. Znajdujemy (darmowy) camping przy szlaku prowadzącym na lodowiec i urządzamy sobie nocleg grillując norweskie parówki :-). W tych warunkach parówki smakują niczym kiełbasa podlaska :-). Po nas na polance rozbijają się jeszcze samotny Anglik, który dotrzymuje nam towarzystwa i chłopak z Boliwii w większym towarzystwie Europejczyków.
                      
   Norwegia (Odda)  
Norwegia (Odda)  



Kolejny poranek i kolejne wyzwanie. Opuszczamy camping i kierujemy się jeszcze dalej na obrzeża miasta, gdzie próbujemy złapać kolejnego stopa. Idzie słabo, może że sobota, może że we trójkę. Po dwóch godzinach rozdzielamy się mając w zapasie plan B. Mnie udaje się pierwszemu pokonać ponad 11 km tunel w towarzystwie dwóch oczywiście bardzo sympatycznych Norwegów. Dalej próbuje sił tuż za tunelem, gdzie prowadzi droga na prom w miejscowości Jondal. Ku mojemu zaskoczeniu kolejny stop łapie mnie, a nie ja jego, a w środku są już Joanna i Kamil. Prowadzi Norweg, który zabierając nas w podróż pokazał klasę i niesłychaną gościnność. W Jego towarzystwie przeprawiamy się promem z Jondal do Tørvikbygd, a dalej jedziemy w kierunku Bergen  nad Wodospad  Steindalsfossen (2,5 km na wschód od Norheimsund). Wodospad choć nie należy do największych w Norwegii (ma 50 m) jest wyjątkowy, gdyż turyści mogą przechadzać się tuż za jego strumieniem oglądając kurtynę wody od środka.

      
  Norwegia,  Wodospad  Steindalsfossen k/ Norheimsund





Nasz kierowca (dobroczyńca) czekał na nas u podnóża wodospadu przy sklepie z pamiątkami, podczas gdy my udaliśmy się podziwiać piękno natury oraz urządzić sobie małą sesję foto. Już zaskoczył nas przeprawą promową, za którą zapłacił i nie chciał od nas pieniędzy, tym, że zatrzymał się przy wodospadzie i cierpliwie czekał, a teraz jeszcze ... kupił i podarował piękny ilustrowany przewodnik po Norwegii (w języku polskim), aby zachęcić nas do zwiedzania jego kraju. Przyznaje mnie zamurowało, ale chyba nie tylko mnie. Już w Jondal okazało się, że możemy się z Nim zabrać do samego Bergen, gdyż zmierzał w jego okolicę. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze po kilkunastu kilometrach przy kolejnym wodospadzie w okolicy Fossen Bratte. To nie był koniec niespodzianek. Sympatyczny Norweg mógł wysadzić nas przed Bergen (bo raczej tak miałby wygodniej dojechać do celu), ale postanowił wjechać do centrum stolicy krainy fiordów (Bergen) i pokazać nam co, gdzie i jak. Choć trudno w to uwierzyć tacy ludzie się zdarzają, a nasz sympatyczny Norweg jest tego żywym przykładem. Podczas podróży poza oczywiście pięknem odwiedzanych miejsc to tacy ludzie, to najlepsze co może Ciebie spotkać.        


Bergen  jest drugim co do wielkości miastem Norwegii. Leży na styku Morza Północnego i Norweskiego i liczy ponad 265.000 mieszkańców. Pogoda tu jest jak kobieta - zwyczajnie zmienna. Raz kropi deszcz raz świeci słońce, jakoś nie może się zdecydować. Jak mówią Norwedzy "nie ma złej pogody, są czasem niedostosowane do pogody ubrania". Będąc tu mamy okazję się o tym przekonać na przemian ściągając i zakładając jakieś ciuchy, aby dostosować się do aktualnych warunków. Szybko po skromnym posiłku w centrum miasta postanawiamy, że kierujemy się na jeden z siedmiu szczytów otaczających miasto - wzgórze Fløyen. Nazywane także Fløyfjellet to najbardziej okazały szczyt o wysokości 399 m n.p.m. Po cichu liczymy, że wzgórze okaże się łaskawe i zafunduje nam jakiś miły zakątek na zakwaterowanie. Na szczyt można dostać się korzystając z kolei linowo-terenowej Fløibanen, która wwozi pasażerów z centrum Bergen na górę w 8 minut. My wybieramy jednak wariant pieszy. Szkoda wydawać kasy na tego typu ułatwienia, zwłaszcza wg norweskiej taryfy.





Wejście na wzgórze Fløyen nie jest trudne i nie powinno nikomu sprawić większego kłopotu, choć my po wcześniejszej wędrówce na Trolltungę wszyscy odczuwamy mały dyskomfort. Widok po drodze przebijający się przez drzewa zapowiada piękną panoramę miasta. W lekkim deszczu docieramy na szczyt, gdzie w ładnej leśnej scenerii urządzono "krainę trolii". No i pierwsze małe rozczarowanie w Norwegii - Nie można latać na miotle ! :-).


 Norwegia, Bergen - taras widokowy na wzgórzu Fløyfjellet 


Nieco z obawy na pogorszenie pogody postanawiamy pozostać na noc w "krainie trolii". Liczymy, że będą nas pilnowały. Rozkładamy namiot na szczęście pod wiatą i wcześnie kładziemy się spać. W nocy nieustannie pada, a nad ranem budzą nas nie trolle, a piskliwe miałczenie kota, który za nasz nocleg w tym miejscu chciał chyba coś ugrać dla siebie. Raczej należał do tych niewygłodzonych, bo na Polską mielonkę nie rzucił się ochoczo. Dla tych co szukają miejsca na nocleg to jest bardzo dobre, w każdym razie polecamy. Poza naszym widzieliśmy jeszcze jeden namiot na wzgórzu. Blisko też do toalety i ciepłej wody przy tarasie, a to duży plus zwłaszcza po takim nocowaniu. Ranek okazuje się ładny i słoneczny. Po jeszcze jednym rzucie oka na miasto z góry opuszczamy wzgórze kierując się do centrum zaprzyjaźnić się nieco z Bergen.





Do Fløibanen kolejka wydaje się nie mieć końca. Ilość chętnych do popatrzenia na miasto z góry jest bardzo duża, a to chyba za sprawą pogody, która w niedzielny poranek zanosi się na bardzo ładną. Choć akurat w Bergen nic nie jest pewne i bardzo zmienne, a deszcz można tu spotkać przez blisko 250 dni w roku. Dużo uroku miastu nadaje port i zacumowane w nim jednostki pływające, również te duże pasażerskie.  




W małej knajpce usytuowanej przy Twierdzy Bergenshus (Bergenhus Festning) na podsumowanie naszej przygody z Norwegią zaszaleliśmy ... Postanowiliśmy zafundować sobie kawę i jak się okazało na norweskie warunki i takie miejsce cena nas bardzo pozytywnie zaskoczyła niczym wymarzona (tylko 15 NOK). W cieniu wzniosłych murów  budynków zamku datowanych na rok 1240 jak i czasów II wojny światowej delektujemy się napojem bogów siedząc przy stoliku na zewnątrz obiektu. Twierdza Bergenshus jest jednym z najstarszych i najlepiej zachowanych twierdz w Norwegii, a znajduje się przy wejściu do portu w Bergen. W dawnych czasach, kiedy miasto do roku 1299 było stolica kraju twierdza była rezydencją królewską i centrum administracyjnym, a z przyległymi budynkami stanowiła fortyfikację w której znajdowało się kilka kościołów, katedra, klasztor Dominikanów oraz rezydencja biskupa.


Bergen ma swoje perełki. Jedną z nich niewątpliwie jest Bryggen (Nadbrzeże), czyli szereg hanzeatyckich budynków handlowych, które od roku 1979 znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Chyba bez względu na pogodę tu zawsze panuje ruch. Spacerując wzdłuż starych, wąskich uliczek nabrzeża z bliska możesz zobaczyć wręcz unikalną drewnianą architekturę, która zachwyca. Z kolei na zlokalizowanym przy nabrzeżu targu rybnym (kolejnej atrakcji Bergen) można skosztować rozmaitych specjałów. Niestety nie pokusiliśmy się na żadną z nich z uwagi na ceny. Jak powiedział Norweg, który nas do Bergen przywiózł, nawet dla norwegów zakupy na tym targu nie są tanie. Patrząc na wystawione produkty i ceny trudno się z nim nie zgodzić. Ale zawsze poogladać można :-).   









 Heh, ... nasza kilkudniowa wyprawa do Norwegi, choć bogata w wrażenia zapewne nie stanowi nawet promila z tego co spotkało tego podróżnika z Nepalu. Wielki szacun.







Na ulicach miasta możemy natknąć się na ulicznych artystów, którzy swoją twórczością urozmaicają turystom pobyt w "stolicy krainy fiordów".



Po południu pogoda wraca do normy, tzn., zaczyna kropić deszcz, a chwilami padać. W pełni usatysfakcjonowani kolejnym pobytem w Norwegii zbieramy się na lotnisko. Tu mamy opcję dwóch linii expressowych autobusów lotniskowych (szybsza, ale  i droższa wersja) kosztuje 100 NOK w jedną (i 160 NOK w dwie strony). My korzystamy z komunikacji miejskiej (autobus nr 51) który jeździ podobnie jak nr 53 z centrum miasta do terminala autobusowego Birkelandskrysset A (rozkład jazdy). Bilet na autobus miejski kosztuje 31 NOK kupiony w automacie (płatność gotówką lub kartą) a u kierowcy 10 NOK drożej.  Z tej pętli autobusowej na lotnisko udajemy się już pieszo przez odcinek nieco ok. 2,3 km.




Bez pośpiechu z terminala autobusowego Birkelandskrysset A pieszo docieramy do Portu lotniczego Bergen-Flesland (BGO). Stąd podobnie jak przylatując korzystamy z linii Wizz Air, tym razem na trasie Bergen (BGO) - Katowice (KTW). Za bilet w tę stronę zapłaciłem całe 65 PLN, aby po 2 godzinach lotu wylądować 30 minut przed północą na katowickim lotnisku.  I tak kończy się kolejna już przygoda z fantastyczną, fascynującą Norwegią.  Teraz tylko 6,5 h podróż beznadziejną komunikacją krajową i jestem w domu.

Poprzednie to:

  • Stavanger & Norweskie fiordy (link)
  • Sandefjord & Stromstad w jeden dzień (Norwegia i Szwecja) (link)

przydatne / polecane linki:
--------------------------
http://www.visitnorway.com/pl/ (link)
http://www.ryfylke.com/en/Brochures1/Brochures1/ (link) można zamówić darmowa broszurkę
http://salsolo.republika.pl/trolltunga/trolltunga.html (link)
https://www.skyss.no/nn-NO/Rutetider-og-kart1/bussruter/#bergen-og-omegn (link) rozkład jazdy komunikacji miejskiej
http://www.superpolonia.info/news,717,Podroze_po_swiecie_Wyprawa_na_Trolltunge.html (link)
http://www.camprest.com/pl/news/turystyka/trolltunga-wycieczka-do-norwegii (link)


Orientacyjne koszty:
---------------------------
Wizz Air Warszawa (WAW) - Sandefjord (TRF) - 54 PLN
bagaż rejestrowy za os. (1 na 3 osoby) - 86 PLN 
pociąg Torp - Drammen - Bergen (420 km) - (130,75 PLN)
bus 53 Bergen Centrum - pętla autobusowa 2,3km od lotniska (bilet w automacie) - 31 NOK (16 PLN)
Wizz Air Bergen (BGO) - Katowiece (KTW) - 65 PLN


nie ponieśliśmy kosztów za: 
-------------------------------------

prom Jondal - Tørvikbygd (ufundowane przez Norwega) 
noclegi x 4 (namiot) w tym: 
  • Voss,
  • Trolltunga,
  • Odda,
  • Bergen 
autostop (7 odcinków, przeszło 240km) w tym:
  • Voss - Granvin, ok. 26 km (Norweg)
  • Granvin - Most Hardangerbrua, ok. 8 km (Norweg)
  • Most Hardangerbrua Tyssedal, ok. 51 km  (Norweg)
  • Tyssedal  - Skjeggedal (dolna stacja kolejki Mågeliban), ok. 7 km (Rosjanie) 
  • Skjeggedal -  Tyssedal, ok. 7 km (Izraelki, Norwegowie)
  • Tyssedal - Odda, ok. 12 km (Szwajcarzy)
  • Odda - Jondal - wodospad Steindalsfossen - Bergen, ponad 130 km (Norweg)

Więcej zdjęć z: Bergen, Drammen, Odda, Trolltunga, Norwegia - pozostałe foty

Relacja Kamila z tej wyprawy na http://kwiatwswiat.blogspot.com/: (link)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Masz coś do powiedzenia napisz :-)